Krwawa Jatka na Dąbiu. W ruch poszły noże i siekiery. Nie żyje kilka osób.
Mężczyzna, który zginał w czwartek przy komendzie policji w Dąbiu to Krzysztof S., były bokser. Sprawcy użyli min. siekiery. 35-latek w przeszłości był bramkarzem w nocnych klubach.
W czwartek miał wstawić automat do gry w niewielkim salonie koło komendy policji. Wtedy pojawiło się pięciu mężczyzn z pałkami i siekierami. Byli zamaskowani. Doszło do potężnej awantury.
Krzysztof S. miał dostać siekierą, uciekał i dotarł do komendy. Tam pierwszej pomocy próbowali mu udzielić policjanci. Zmarł. Podobno umierający mężczyzna miał powiedzieć, kto był wśród napastników.
Cztery osoby są zatrzymane i na razie nie wiadomo czy powodem były zatargi dotyczące automatów do gier.
Nowe fakty w sprawie śmiertelnych porachunków w Dąbiu
Aktualizacja z godz. 11.50
Według naszych ustaleń czterej zatrzymani mężczyźni nie zostali jeszcze przesłuchani. Wciąż są w policyjnej izbie zatrzymań. Po godz. 11 do Prokuratury Szczecin-Prawobrzeże trafiły materiały z ustaleń jakie do tej pory poczyniła policja.
Nie jest wykluczone, że pierwsze przesłuchania zaczną się jeszcze dzisiaj, bo prokuratura ma 48 godzin od zatrzymań podejrzewanych na wysłanie do sądu wniosków o areszt.
Krwawa jatka w Dąbiu – szczegóły sprawy
Do jatki doszło ok. godz. 18.30 przy salonie gier znajdującym się w pasażu przy ul. Goleniowskiej.
– On krzyczał, wzywał pomocy, nikt mu nie pomógł. A na przystanku i w bloku było pełno ludzi – mówi kobieta pracująca niedaleko miejsca zdarzenia.
– Widziałam mężczyznę, który chyba jakąś opaską zasłaniał twarz. Potem ktoś zaczął kogoś gonić – dodaje kolejna.
Ofiara to 35 letni Krzysztof S., były bokser, bramkarz na dyskotekach. Wczoraj po południu przyszedł do salonu gier przy ul. Goleniowskiej. Podobno planował tam wstawienie automatu. Miał podobno umowę z właścicielami takich urządzeń. Dostawał prowizję od każdej wstawionej maszyny.
Do salonu przyszedł z bratem. Doszło do awantury. W lokalu pojawiło się, czterech, czy pięciu mężczyzn. Mieli przy sobie pałki, a co najmniej jeden – siekierę.
Na ciele ma co najmniej kilkanaście śladów od silnych uderzeń. Cios na głowie może wskazywać, że został uderzony siekierą.
Z salonu uciekał w kierunku komisariatu policji, który jest kilkaset metrów dalej. Dotarł tam i nie miał już sił wejść do środka. W piątek przed południem policjanci zmazywali ślady krwi na budynku i chodniku.
– Policjanci udzielali mężczyźnie pierwszej pomocy – mówi kom. Przemysław Kimon z zachodniopomorskiej policji.
Krzysztof S. zmarł w karetce.
Policja jeszcze w czwartek wieczorem zatrzymała czterech mężczyzn, którzy mieli brać udział w jatce. Nie wiadomo, który zadał cios siekierę.
– Wstępna kwalifikacja to pobicie ze skutkiem śmiertelnym – mówi prokurator Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
Motyw nie jest jasny. Krzysztof S. nie należał do świętoszków. Imał się różnych zajęć. Był bokserem, stał na bramkach w nocnych klubach. Znał wiele osób ze szczecińskiego półświatka. Kilka lat temu podpadł ponoć jakimś bandziorom, którzy mieli próbować go zabić. Został nawet ranny.